Feliks Nadowski, urodził się 18 grudnia 1929 r. w Sokólach koło Siemiatycz. Latać zaczął w 1947 r. w wojsku. Służbę wojskową zakończył w 1953 r. Do Aeroklubu białostockiego dołączył w roku 1956, od 1961 do 1980 roku latał w Lotnictwie Sanitarnym. W powietrzu spędził w sumie ok. 8700 godzin. Od 1980 roku był członkiem białostockiego Klubu Seniorów Lotnictwa. Ponadto od 1983 roku aktywnie działał w stowarzyszeniu Wspólnota Polska. Zmarł 20 grudnia 2018 r.
W swojej relacji tak wspominał pracę w lotnictwie sanitarnym:
„Sytuacja zaistniała taka, że kolega Wiciński pracował w lotnictwie sanitarnym i na 1 Maja na pochodzie miał zrzucić kwiaty. Zrzucając te kwiaty zaczepił, lecąc, zaczepił za linie telefoniczną, która na rynku Kościuszki była przeprowadzana z jednego budynku na drugi przez ulicę. On chciał nisko przelecieć i nie zauważył tej linii i zaczepił o tą linię podwoziem i ściągnęło go do parku. Wylądował jakoś bezpiecznie, nie zabił się. No, ale został zwolniony z lotnictwa sanitarnego, więc było miejsce wolne. Potrzebowali pilota, więc ja się zgłosiłem jako kandydat i zostałem przyjęty do lotnictwa sanitarnego na miejsce właśnie Konrada Wicińskiego.
Zdałem egzamin z latania, zrobiłem lot egzaminacyjny, zostałem zakwalifikowany, że mogę latać i zacząłem latać w lotnictwie sanitarnym. Lataliśmy w różnych warunkach, bo to było niesienie pomocy. Latanie sportowe było w innych warunkach, natomiast latanie w lotnictwie sanitarnym to wymagało tego, że trzeba było latać w różnych warunkach i wykonywać te loty w zależności od pogody. Warunki nieraz był bardzo ciężkie i trzeba było te warunki pokonać i wykonać dany lot.
Latało się od świtu do zmroku. Nieraz latało się w nocy, bo człowiek poleciał jeszcze za widna, a wracał po zachodzie słońca. No warunki były takie, że trzeba było bezpiecznie wylądować i przywieźć tego chorego, udzielić pomocy, zawieźć krew, czy zawieźć jakieś inne rzeczy albo chorego gdzieś na operację trzeba było zawozić. Także te latanie było dość skomplikowane.
W samolocie to przyrządy były oświetlone, człowiek przyrządy widział, wskazania przyrządów i według tych wskazań człowiek wykonywał lot, bo kurs samolotu był, szybkość, czas lotu mniej więcej też. A tereny były oświetlone, na przykład jakieś miasta czy wioski, to człowiek mniej więcej… znaczy dokładnie się nie widziało ziemi, ale widziało się światła i oceniało się swoje położenie w powietrzu. Kurs, czas i szybkość to był podstawowe rzeczy do oceny sytuacji i położenia samolotu.
Z początku mieliśmy tylko samoloty kukuruźniki tak zwane samoloty dwupłatowce. A potem dostaliśmy samolot Aero. Potem dostaliśmy drugi samolot dwusilnikowy – Morawa. Były wykorzystywane do lotów na dalekich trasach. Latało się na przykład czy do Krakowa, czy do Wrocławia, czy do Szczecina, czy do Gdańska, czy tam Olsztyn. To się brało samolot wtenczas ten dwusilnikowy Super Aero, bardzo fajny samolot. Bardzo ładnie się prowadził. A tu w terenie to się latało na tych [kukuruźnikach]. Mieliśmy potem Gawrony, a potem dostaliśmy śmigłowce. Się latało na śmigłowcach w terenie. A dalsze trasy właśnie w samolotach tych dwusilnikowych latało się.
Śmigłowcami się latało po terenie, to siadało się w różnych warunkach. Samolotami w okresie zimowym, to jak był zimy bardzo srogie to się latało i lądowało się na jeziorach. Jak na przykład do Ełku, czy do Suwałk, czy do Olsztyna. Jeżeli nie można było usiąść na lotnisku, albo wymagała sytuacja gdzieś dowiezienia chorego w inne miejsce, to się wybierało najbliższe miejsce gdzie można było wylądować i się siadało nawet na jeziorach, bo jeziora był zamarznięte i były po prostu dla samolotów jak lotniska, bo teren by równy zasypany śniegiem. Tylko zakładało się narty. W okresie zimowym na nartach się latało. Także siadało się po prostu na śniegu.”
Pełną relację Feliksa Nadowskiego można znaleźć w naszym archiwum: https://www.mediateka.centrumzamenhofa.pl/videos/projects/332/721/5260/